Tym razem Wesley Snipes gra agenta CIA, któremu przerwano urlop i powierzono niebezpieczne zadanie polegające na likwidacji znanego terrorysty. Jak to w przypadku takich filmów bywa nasz bohater zostaje wkrótce wrobiony w morderstwo i parę innych spraw i ścigany przez policję, a temu, kto choć od czasu do czasu obcuje z tego rodzaju kinem, na pewno nietrudno będzie zgadnąć kto Wesleya wrabia...
Trzeba przyznać, że te nowsze produkcje Wesleya - w przeciwieństwie do Seagala - trzymają jakiś tam poziom, są stosunkowo strawne, ciężko, bo ciężko, ale da się je obejrzeć od początku do końca, i jeszcze nawet pamiętać przez jakiś czas o czym były. Na dodatek forma fizyczna Snipesa jest dalej na stosunkowo wysokim poziomie.
Fabuła to, chwilami dość nieudolna i śmieszna, mieszanka elementów politycznego thrillera, "Ściganego", "Leona zawodowca" i "Człowieka w ogniu" Scotta.
A poza tym to już nie oglądam więcej żadnych filmów na Polsacie, bo 17 minut reklam z rzędu to już chyba lekka przesada.